Od początku roku – czyli od wejścia w życie znowelizowanych przepisów dotyczących upadłości konsumenckiej – do sądów trafiło 2535 wniosków potencjalnych bankrutów. Upadłość ogłoszono w 699 sprawach. Ministerstwo Sprawiedliwości przewidywało, że w całym pierwszym roku po nowelizacji wpłynie 1800 wniosków – podaje portal money.pl. Czy tak duże zainteresowania bankructwem oznacza, że Polacy wykorzystują okazję, by uniknąć spłacania długów czy też to banki nie dają wyboru dłużnikowi w kłopotach?
Goście programu "To się liczy" w money.pl mają na ten temat zgoła odmienne zdania. Zdaniem Krzysztofa Oppenheima, doradcy finansowego, podane przez ministerstwo dane i tak nie są zadowalające. Jak podkreśla – nigdy nie spotkał klienta, który specjalnie działa na niekorzyść banku i zaciąga kredyt z zamiarem jego niespłacenia. – Banki są moralnie odpowiedzialne za takie sytuacje – mówi, zauważając, że pracownicy banków, zamiast pomóc osobom w trudnej sytuacji proponują im kredyty na spłacanie zaległych rat. Jego zdaniem nowela upadłości konsumenckiej daje wreszcie szanse na normalne życie.
Banków broni Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich. Jak mówi, trudno uzasadniać pomoc dla osób, które zaciągnęły pożyczki, lekkomyślnie je wydały, a teraz chcą ogłosić niewypłacalność. – Banki robią to, od czego są – udzielają kredytów wszystkim, którzy się zgłoszą, sprawdzając oczywiście zdolność kredytową. Klientów nikt nie zmusza do podpisywania umów, robią to z własnej woli.
Instytucja upadłości konsumenckiej funkcjonuje od 2009 r. Od tego czasu liczba ogłoszonych upadłości utrzymywała się na poziomie 12-14 rocznie. Ustawa była więc w praktyce martwa. Nowe przepisy zdecydowanie złagodziły rygory ogłoszenia upadłości konsumenckiej, wykluczając oddłużenie tylko tych osób, które popadły w kłopoty umyślnie lub z rażącego niedbalstwa.
Więcej w programie To Się Liczy portalu money.pl.